(źródło: twitter.com To miał być wieczór The Reds)
Miliony fanów czerwonej części Liverpoolu nie dowierzało swoim oczom podczas tegorocznego finału Ligi Mistrzów. To, co wydawało się mokrym snem dla wielu – okazało się w ostatecznym rozrachunku piekielnym koszmarem. Nie tak miał potoczyć się ostatni sprawdzian Liverpoolu. Z jednej strony wierzono w zwycięstwo, zaś po drugiej stronie barykady była niezwyciężona machina madrycka – która zniszczyła marzenia The Reds.
Wielka noc zdobywców
26 maja 2018 r. w stolicy Ukrainy – Kijowie, odbył się finał Ligi Mistrzów. W pojedynku tym zmierzyły się dwa znakomite zespoły. Real Madryt (12 razy podnosił puchar) oraz Liverpool (5 razy unosił puchar), co więcej były to zespoły grające bardzo ofensywną piłkę. Dlatego też wszyscy obserwatorzy tego wydarzenia byli zgodni – będziemy świadkami wspaniałej gry.
Mo Salah Mo Salah Mo Salah…
Ogólnie do 30 minuty meczu to zawodnicy z miasta Beatles’ów przeważali w atakach na bramkę Navasa, efektywnie stosując pressing na zawodnikach Realu. Byli dosłownie o krok do strzelenia gola, jako pierwsi. Niestety w wyniku starcia Ramosa z Salahem (zawodnikiem, który był sercem Liverpoolu), Egipcjanin upadając doznał kontuzji barka. Upadek był na tyle poważny, że Mo musiał zejść ze łzami w oczach z boiska. Najnowsze doniesienia informują, że zawodnik ten może nawet nie zagrać na wielkim Mundialu w Rosji, który tuż tuż. Sam Jurgen Klopp na konferencji skomentował stan zdrowia skrzydłowego:
– To poważna kontuzja, bardzo poważna.
– Udał się do szpitala na prześwietlenie. To był albo obojczyk albo sam bark. To nie wygląda dobrze. – oryginał wypowiedzi
Miejmy nadzieję, że zawodnik wróci bardzo szybko na zielone boiska, przynosząc chwałę dla Egiptu.
Przebieg meczu
Po zejściu wspomnianego wyżej zawodnika coś w szeregach Liverpoolu pękło. Tak, jakby zabrać jedno z płuc i odciąć kompletnie tlen. Zawodnicy biegali, starali się jak mogli – ale bramka wisiała w powietrzu. Najpierw kuriozalny błąd popełnił bramkarz czerwonych, przy szybkim wyrzucie piłki, co konsekwentnie wykorzystał Benzema. Jak się później okazało był to antybohater finału. Mimo wszystko The Reds z pomocą Mane zdołali wyrównać. Niestety później było już tylko gorzej. Brakowało tego kogoś. Tego Mo Salaha. Zawodnika, który zdobył ponad 40 bramek w sezonie. Brakowało głębi ławki rezerwowej. Dwa kolejne ciosy Gareth Bale’a zakończyły marzenia o wzniesieniu szóstego pucharu, na który wszyscy sympatycy Liverpoolu czekają już 13 lat. Nie powtórzyli wyczynu z 2005 r., z pamiętnego Stambułu.
(źródło: twitter.com Podręcznikowe błędy bramkarza okazały się zgubą meczu)
Co dalej?
W takim razie czy można być dumnym z Liverpoolu? Oczywiście, że tak. Nikt nie spodziewał się, że zawodnicy zajdą tak daleko z tak przeciętnym środkiem pola, brakiem głębi składu i kosmicznym pechem do kontuzji kluczowych zawodników. Jedno jest pewne. Wczorajszego wieczoru rozpoczęto coś, co paradoksalnie pomoże w dalszych latach Liverpoolu. Nazywa się to doświadczeniem i pasją. Pasją, że brakowało po prostu szczęścia. Jestem pewna, że zespół ten jeszcze wzniesie ten upragniony puchar wcześniej, czy później. Już teraz The Reds pokazali światu, że wracają do piłkarskiej elity.
#WeAreLiverpool #YNWA #OnceRedAlwaysRed
Opublikowano liga mistrzów, piłka nożna
|
Otagowano Jurgen Klopp, Kijów, Kontuzja, liga mistrzów, Liverpool, Loris Karius, Mo Salah, Pech, Piłka Nożna, Porażka, real madryt, zwycięstwo
|
(źródło: twitter.com W końcu udało mu się strzelić z przewrotki)
Wraz z końcem świętowania Wielkanocy ruszyła machina pod postacią Ligi Mistrzów. Wszyscy wygłodniali fanatycy piłki nożnej mogli posilić się pokarmem pod postacią dwóch arcyciekawych ćwierćfinałów. W Turynie Juventus podejmował mistrza LM Real Madryt, natomiast w słonecznej Sevilli walczyli Bawarczycy.
Egzekucja w deszczowy wieczór
Skupmy się jednak na deszczowym wieczorze we Włoszech. To tam oczy większości kibiców były skierowane. To tam miał być toczony zacięty bój. No właśnie… miał być. Marzenia o wyrównanym meczu zostały przekreślone wraz z utratą gola już w 3 minucie gry. A kto był egzekutorem? Cristiano Ronaldo. Tego pana nie trzeba nikomu przedstawiać. Jego indywidualne osiągnięcia, które pobija z roku na rok – obiegają cały świat. Każdy młody piłkarz uważa go za autorytet, obok równie utalentowanego Messiego. Dzieciaki z blokowisk chcą podążać podobną drogą co sławny CR7. Zawodnik Królewskich wczoraj ustanowił również swój indywidualny rekord, to były kolejne bramki strzelone w dziesiątym meczu z rzędu. Mało brakowało, a skończyłby z dorobkiem pod postacią hat-tricka. Jednak na długie lata wszyscy będą pamiętać jedno. Niesamowitą przewrotkę, która wręcz dobiła zawodników prowadzonych przez Maxa Allegriego. Czy jeszcze się podniosą w tym dwumeczu? Wszystko jest możliwe dopóki piłka jest w grze.
Przebieg meczu
Juventus nie załamał się stratą bramki. To Włosi dominowali w pierwszej połowie. W polu karnym Realu kotłowało się, najbliżej wyrównania był Gonzalo Higuain. Bianconeri grali bardzo dobrze do linii szesnastego metra, potem zaczynało brakować im dokładności. Albo szczęścia, jak wtedy, gdy niepilnowany Giorgio Chiellini po rzucie rożnym źle trafił w piłkę głową. Kibice byli wściekli na sędziego Cüneyta Cakira, który ich zdaniem okradł ich z dwóch rzutów karnych – najpierw za zagranie ręką Casemiro, potem za rzekomy faul na Dybali. Szczęście nie sprzyjało dzisiaj po stronie Juventusu.
Juventus – Real Madryt 0:3 (0:1)
Bramki: Ronaldo 3 i 64, Marcelo 72.
Czerwona kartka: Dybala 66 (druga żółta)
Juventus: Buffon – De Sciglio, Barzagli, Chiellini, Asamoah (Mandžukić 69) – Khedira (Cuadrado 75), Bentancur – Costa (Matuidi 69), Dybala, Sandro – Higuain.
Real: Navas – Carvajal, Ramos, Varane, Marcelo – Modrić (Kovacić 82), Kroos, Casemiro, Isco (Asensio 75) – Benzema (Vazquez 59), Ronaldo.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL